Archiwum 14 lutego 2006


lut 14 2006 Walentynki.
Komentarze: 1
No cóż. Rano obudziły mnie wyznania miłosne Zaufanego Kolegi z Muzycznej (nie wiem czy kojarzycie, to była moja pierwsza notka :>). Wczoraj w sumie jakieś wypytywanie nastąpiło, w sumie byłam przekonana, że to kolejne żarty z cyklu "Baw Się z Dziećmi z Muzycznej". Jednak jadąc autobusem do muzycznej, otrzymałam telefon od tegoż kolegi z zapytaniem, kiedy będę w szkole. Poczekał na mnie i dostałam porcelanowego słonika. Bardzo miłe, gdyby nie to, że słonik to chybiony prezent dla osoby, która niegdyś zbierała słonie z podniesioną trąbą, ma ich całą półkę i aż boi się wyrzucić, żeby nie przyniosło pecha. Nienawidzę figurek, są mało praktyczne. Ale liczy się gest, pamięć, cokolwiek. Na początku zareagowałam jakoś tak mało entuzjastycznie, tzn. obróciłam wszystko w żart. No bo kolega ma lat chyba 14 czy jakoś tak. A ja taka stara dupa jestem. Ale podziękowałam za prezent, no i poszedł. Wkrótce i ja wróciłam do domu, by zastać na biurku czerwoną kopertę z kartą od Przyjaciela. Bardzo to sympatyczne, w środku napisał, że niezależnie od wszystkiego zawsze jest przy mnie. Dobrze o tym wiedzieć, to naprawdę podnosi na duchu. A potem randka z Nim... Dla odmiany wyjście do pubu, reszta wieczoru spędzona u Niego... Szampan... My... Było cudownie... Już na przystanku dostałam długą, przepiękną różę, a u Niego dodatkowo wspaniałego misia z miłosnym wyznaniem, i takąż kartę, również w czerwonej kopercie ;)... To wszystko jest takie romantyczne... Jest fantastycznie... Ach... ;) Kiedy jednak byłam u Niego, Kolega z Muzycznej wysyłał mi esy rozmaitej treści, ale gdy dowiedział się, żem sparowana, posmutniał. Cóż, bywa, nie moja wina... Zresztą czego on się spodziewał? Za stara dla niego jestem, to by nawet można było podciągnąć pod paragraf jakiś... ;)
prawie_jak_blog : :