Archiwum 12 marca 2006


mar 12 2006 Mężczyźni.
Komentarze: 2
Było sobie dwóch mężczyzn. W pierwszym kochałam się jako małolata mająca małe pojęcie o "tych sprawach", jak i o wszystkim innym również. Była to miłość nieszczęśliwa, bardzo intensywna, no i platoniczna. Wybranek mojego serca miał bowiem dziewczynę, z którą był już dość długo. Kiedym się o tym dowiedziała, serce mnie się ścisnęło. Strasznie to przeżywałam, ale ostatecznie jakoś dałam radę. Minęły dwa lata od chwili, kiedy zrozumiałam, że "mój ci on", gdy mężczyzna ów raczył spojrzeć na mnie okiem łaskawszym. Było to w czasach jego "kryzysu małżeńskiego", kiedy to zerwał ze swoją dziewczyną, pospotykał się ze mną, po czym podziękował mi za grę i wrócił do swej ukochanej, równocześnie wypalając we mnie całe uczucie, jakim go darzyłam. Ale dopiero od jakiegoś roku umiem na niego normalnie patrzeć.

Drugi mężczyzna pojawił się w okresie tych dwóch lat jakie minęły od mojego zakochania się w mężczyźnie pierwszym do chwili, gdy tenże mężczyzna był się odezwał. Magiczny, szalony związek. Kochałam go i nienawidziłam, dlaczego? Bo byłam za smarkata, zbyt głupia, by pojąć, jakie mnie szczęście spotkało. A gdy już to zrozumiałam i pokochałam każdy maleńki fragmencik ciała i osobowości tegoż mężczyzny, był on już poza moim zasięgiem, w ramionach najpierw jednej, a potem drugiej dziewczyny, z którą jest dotychczas.

Podobający mi się mężczyzna z jednej z poprzednich notek ma uśmiech i spojrzenie drugiego mężczyzny. A mężczyzna, którego poznałam całkiem niedawno, ma jego głos i jest ogólnie podobny. Pierwszy mężczyzna z tej części tekstu jest ślepo zapatrzony w swoją dziewczynę oraz w sprawy, które nie bardzo rozumiem. Drugi mężczyzna z tej części tekstu wczoraj wyznał mi, że mu się podobam. Z MOIM mężczyzną, o którym pisałam wcześniej, zerwałam w czwartek. Nie byłam w stanie pokochać tego chłopca. Bo to jednak chłopiec był, a ja potrzebuję... faceta. Drugi mężczyzna z tej części tekstu zna moją sytuację, a więc nie chce stawiać mnie w drugiej, równie głupiej. Nie chce, bym musiała dokonywać radykalnych wyborów. Jest bardzo miły, sympatyczny, przystojny. Ale ja boję się wchodzić w związki. Już. Właściwie można powiedzieć, że do czwartku było mi wszystko jedno, dziś nie jest. Nabieram doświadczeń, których nie chcę powtarzać. Zanim wkroczę w związek, muszę być tego absolutnie pewna. Bo nie chcę ranić. Nie chcę się bawić facetami, wcale nie sprawia mi to frajdy. Tylko że zawsze pozostanie strach, że gdy już spotkam tego mężczyznę, coś mi się odwidzi, wpadnie do łba i... I znowu popełnię ten sam, głupi błąd.

Boję się pokochać...
prawie_jak_blog : :