Kalendarz
pn |
wt |
sr |
cz |
pt |
so |
nd |
27 |
28 |
29 |
30 |
31 |
01 |
02 |
03 |
04 |
05 |
06 |
07 |
08 |
09 |
10
|
11
|
12 |
13 |
14 |
15 |
16
|
17 |
18 |
19 |
20
|
21 |
22 |
23 |
24 |
25 |
26 |
27 |
28 |
29 |
30 |
Archiwum kwiecień 2006
Nie mogę w to uwierzyć. Pojawił się ktoś nowy... Ktoś inny niż Tamten Zajęty Chłopak... To kolega mojej najlepszej kumpeli... Poznałam go parę dni temu, w sumie kilkanaście godzin spędzonych razem, trochę piwa... Nie wiem jak to się stało, że było magicznie... Może zbyt magicznie jak na pierwsze spotkania, bo zawsze wychodzę z założenia, że wiele rzeczy można robić na imprezach po pijaku, ale są pewne kwestie zarezerwowane wyłącznie dla par... I teraz coś takiego... Nie wiem, co z tego będzie. Nie chcę wiedzieć. Nie chcę o tym myśleć, nie chcę móżdżyć... Niech się dzieje, niech się dzieje co chce, niech stanie się to, co ma się stać... Na razie nie mam nad tym kontroli, to chyba jakaś fikcja...
Wczorajsza rozmowa była czysto hipotetyczna. On nie wie, że kiedy zwierzam mu się ze swoich problemów, mówię o Nim. Myśli, że kręci mnie jakiś inny facet. Według niego, powinnam pozbawić się wszelkich złudzeń, że facet tkwiący w dwuletnim związku zostawi dla mnie swoją dziewczynę. A nawet jeśli, to wtedy istnieje duże ryzyko, że i mnie zostawiłby dla innej. Ale w końcu stwierdził, że powinnam pogadać z tym kolesiem. Szczerze powiedzieć mu co i jak. Ale wszystko sprowadza się do jednego: to wydaje się być po prostu bez sensu...
Ale dawno już nikt nigdy mnie nie kręcił... Byłam już, co prawda, w podobnej sytuacji, strasznie się sparzyłam, ale przeszło... I teraz znowu... Tylko, że teraz to wszystko jest po stokroć silniejsze... Nic już nie wiem...
A razem ze mną mój zwykły, życiowy optymizm. Bo ja z natury dużo się śmieję, podnoszę ludzi na duchu i w ogóle taka dobra dziewczynka jestem. Ale miałam doła. Bigaśnego doła, spowodowanego dwoma nieudanymi związkami pod rząd i teraz całą tą chorą sytuacją... Ale pomyślałam sobie, że przecież co ma być, to będzie. Jeśli mam się zejść z tym chłopakiem, to się z nim zejdę, jeśli nie - to nie. Cóż, przeznaczenia nie oszukam, hyhy. Zwłaszcza, że przecież świeci słońce i jest tak cudownie... Muszę się częściej uśmiechać, muszę się odbudować, otworzyć na nowo, po prostu zacząć żyć...
Niech się dzieje, co chce. Przecież nie przestanę go pragnąć i nie przestanę z nim flirtować. A jeśli coś z tego wyniknie... To już nie będzie wyłącznie moja wina ;).
I niech tę notkę sponsoruje piosenka zespołu HEY pt. "To co czujesz".
To jest już ponad moje siły. Wiedzie Mu się coraz lepiej z Jego dziewczyną. Nie, ja nie życzę im źle, bo to byłaby już gruba przesada, ale to po prostu oznacza, że z Nim po prostu nie będę. Długo jeszcze. Albo nawet wcale. A już widzę po sobie, że jest ze mną coraz gorzej, że za bardzo się w to zagłębiam, dlatego też jest mi tak ciężko się z tego wyplątać... W dodatku cotygodniowe spotkania wciąż przypominają mi o Nim... I nie widzę nikogo poza Nim. Ale przecież ją kocha i nie wyobraża sobie życia bez niej. Sam przecież mówił. Szkoda, że i o mnie wypowiada się bardzo pozytywnie...
Nie umiem pogodzić się z tym, że to, co się ze mną dzieje, idzie na marne, że absolutnie nic z tego nie będzie. Dawana mi nadzieja jest mi wciąż odbierana. Kurwa, przecież ja nie chciałam się w Nim zakochać! Nie zwykłam zakochiwać się w zajętych facetach. Co mogę do cholery poradzić na to, że tak wyszło?!
Któreś z nas na pewno będzie w tej sytuacji pokrzywdzone. Czemu mam cholerne przeczucie, że to będę ja?! Bo ona była pierwsza, tak...? I tylko dlatego...? :(((((