Kalendarz
pn |
wt |
sr |
cz |
pt |
so |
nd |
30 |
31 |
01 |
02 |
03 |
04 |
05 |
06 |
07 |
08 |
09 |
10
|
11 |
12
|
13 |
14
|
15 |
16 |
17
|
18 |
19 |
20 |
21
|
22 |
23 |
24 |
25 |
26 |
27 |
28 |
01 |
02 |
03 |
04 |
05 |
Archiwum luty 2006
Czasem aż boję się samej siebie. Potrzebuję, cholera jasna, wrażeń. W związku, rzecz jasna. Bo jak jest za dobrze, to zaczynam móżdżyć. Że też nie słucham rad starszych koleżanek... Że też zawsze muszę wszystkiego doświadczyć na własnej skórze, żeby się o czymś przekonać... Jestem z kimś, z kim jest mi dobrze, ale jest ktoś, kto pociąga mnie bardziej. Dużo bardziej. I ten ktoś właśnie powoli zaczyna wykazywać zainteresowanie moją osobą. A ja przez to ryczę, bo chciałabym, a nie mogę... Nie potrafię być zimną suką, która ot, tak rzuca sobie chłopaków i bierze następnych. No nie potrafię, no. Mogę coś zyskać, ale mogę stracić znacznie więcej - szacunek, wspólnych przyjaciół... Ogromna presja i ogromne ryzyko. Nic już nie wiem. Jestem głupia.
Jako, że w pubach spędzam większą część mego młodzieńczego życia, wiele ważnych dla mnie wydarzeń właśnie tam miało miejsce. Przede wszystkim, to właśnie tam polubiłam piwo. I tak mi już zostało, poza tym nie uważam, aby to było coś złego. Inna sprawa - to właśnie tam poznałam wielu moich fantastycznych znajomych - z większością z nich do dziś mam całkiem dobry kontakt. To w pubie zaczął się związek z moim Byłym Chłopakiem, w pubie także wznowił się po pierwszym zerwaniu, no i w pubie nastąpił jego kres. To tutaj narodził się pomysł, bym śpiewała w pewnym zespole, z którego zresztą potem mnie wykopano, no ale nieważne. Wiele, wiele wydarzeń. Uwielbiam puby, niekiedy mam wrażenie, jakbym w nich mieszkała - czuję się tak pewnie. No i to właśnie tutaj nauczyłam się sikać "na narciarza", co ułatwia mi życie. Dziękuję.
No cóż. Rano obudziły mnie wyznania miłosne Zaufanego Kolegi z Muzycznej (nie wiem czy kojarzycie, to była moja pierwsza notka :>). Wczoraj w sumie jakieś wypytywanie nastąpiło, w sumie byłam przekonana, że to kolejne żarty z cyklu "Baw Się z Dziećmi z Muzycznej". Jednak jadąc autobusem do muzycznej, otrzymałam telefon od tegoż kolegi z zapytaniem, kiedy będę w szkole. Poczekał na mnie i dostałam porcelanowego słonika. Bardzo miłe, gdyby nie to, że słonik to chybiony prezent dla osoby, która niegdyś zbierała słonie z podniesioną trąbą, ma ich całą półkę i aż boi się wyrzucić, żeby nie przyniosło pecha. Nienawidzę figurek, są mało praktyczne. Ale liczy się gest, pamięć, cokolwiek. Na początku zareagowałam jakoś tak mało entuzjastycznie, tzn. obróciłam wszystko w żart. No bo kolega ma lat chyba 14 czy jakoś tak. A ja taka stara dupa jestem. Ale podziękowałam za prezent, no i poszedł. Wkrótce i ja wróciłam do domu, by zastać na biurku czerwoną kopertę z kartą od Przyjaciela. Bardzo to sympatyczne, w środku napisał, że niezależnie od wszystkiego zawsze jest przy mnie. Dobrze o tym wiedzieć, to naprawdę podnosi na duchu. A potem randka z Nim... Dla odmiany wyjście do pubu, reszta wieczoru spędzona u Niego... Szampan... My... Było cudownie... Już na przystanku dostałam długą, przepiękną różę, a u Niego dodatkowo wspaniałego misia z miłosnym wyznaniem, i takąż kartę, również w czerwonej kopercie ;)... To wszystko jest takie romantyczne... Jest fantastycznie... Ach... ;) Kiedy jednak byłam u Niego, Kolega z Muzycznej wysyłał mi esy rozmaitej treści, ale gdy dowiedział się, żem sparowana, posmutniał. Cóż, bywa, nie moja wina... Zresztą czego on się spodziewał? Za stara dla niego jestem, to by nawet można było podciągnąć pod paragraf jakiś... ;)
Otóż z wiadomych względów dowiedziałam się, iż owa kumpela z notki poniżej, uchodząca za panienkę z dobrego domu, przesiaduje u tego chłopaka po 3-4 godziny dziennie w zamkniętym pokoju, po czym (przy pełnej chacie) idzie się kąpać i jeszcze prosi o czysty ręcznik. Cóż, tej mody jeszcze nie znałam. Jej sprawa, ale doprawdy, zadziwiające.
No nareszcie, bo już ledwo wytrzymywałam. Te dwa tygodnie odpoczynku bardzo mi się przydadzą, chociaż muszę czytać "Lalkę" i uczyć się do miliarda klasówek (cały tydzień zaraz po feriach mam już zarezerwowany dla rozmaitych klasówek i sprawdzianów), no i jeszcze jeździć do muzyka. Ale będzie i tak wolne, więc to wszystko nie ma znaczenia. Żebym się tylko wyrobiła z czasem.
Cieszę się, że "u mnie" (tudzież "u Nas") wszystko OK. To dla mnie bardzo ważne, musi tak być po prostu.
A do mojej mamy zarywa ojciec mojego kumpla (nota bene chłopaka mojej kumpeli, która ni stąd ni zowąd wypięła się na mnie i nie zaprosiła mnie na swoją osiemnastkę, mimo że bywała na chyba wszystkich moich urodzinach. Cóż, jej sprawa). Trochę jestem w szoku, no ale...