Kalendarz
pn |
wt |
sr |
cz |
pt |
so |
nd |
27 |
28 |
29 |
30 |
31 |
01 |
02 |
03 |
04 |
05 |
06 |
07 |
08 |
09 |
10
|
11 |
12 |
13 |
14 |
15 |
16 |
17 |
18 |
19 |
20 |
21 |
22 |
23 |
24 |
25 |
26 |
27 |
28 |
29 |
30 |
Archiwum 10 kwietnia 2006
To jest już ponad moje siły. Wiedzie Mu się coraz lepiej z Jego dziewczyną. Nie, ja nie życzę im źle, bo to byłaby już gruba przesada, ale to po prostu oznacza, że z Nim po prostu nie będę. Długo jeszcze. Albo nawet wcale. A już widzę po sobie, że jest ze mną coraz gorzej, że za bardzo się w to zagłębiam, dlatego też jest mi tak ciężko się z tego wyplątać... W dodatku cotygodniowe spotkania wciąż przypominają mi o Nim... I nie widzę nikogo poza Nim. Ale przecież ją kocha i nie wyobraża sobie życia bez niej. Sam przecież mówił. Szkoda, że i o mnie wypowiada się bardzo pozytywnie...
Nie umiem pogodzić się z tym, że to, co się ze mną dzieje, idzie na marne, że absolutnie nic z tego nie będzie. Dawana mi nadzieja jest mi wciąż odbierana. Kurwa, przecież ja nie chciałam się w Nim zakochać! Nie zwykłam zakochiwać się w zajętych facetach. Co mogę do cholery poradzić na to, że tak wyszło?!
Któreś z nas na pewno będzie w tej sytuacji pokrzywdzone. Czemu mam cholerne przeczucie, że to będę ja?! Bo ona była pierwsza, tak...? I tylko dlatego...? :(((((