Komentarze: 4
Co mnie irytuje? Na przykład to, że ostatnio nie potrafię skupić się na klasówkach. Długo zastanawiam się nad najtrudniejszymi zadaniami (przecież rozwiązywanie prostych zajmuje znacznie mniej czasu), ale na te prostsze nie starcza mi już lekcji. Tak było w poniedziałek, tak było i dzisiaj, ale rozpaczliwie usprawiedliwiam to przemęczeniem. Ostatnio żyłam przecież tylko egzaminem, całe dnie spędzałam w muzycznej, do zarzygania. Kos nie będzie, no ale wkurza mnie to po prostu.
Albo to: dowiedziałam się dziś, że na koncercie w środę zagram tylko prościutki akompaniament na timbalesach. Bo nie przygotowałam nic efektownego, a właściwie to skopałam egzamin w muzyku. Cóż, trochę boli, gdy się jest na trzecim-czwartym roku. W czwartek również jest koncert, ale tutaj wcielę się już tylko w rolę konferansjera tudzież konferansjerki. To niby dobrze, wszak jestem wizytówką sekcji (jako jedyna dziewczyna), ale żałuję, że nie mogę mimo wszystko popisać się swoimi wątpliwymi umiejętnościami gry na jakimś instrumencie. Cóż, życie.
Za to jest On, On mi zawsze poprawia humor, jest taki kochany. Wiele dla mnie znaczy, nie rozumiem, dlaczego dopiero teraz, dlaczego wcześniej wszystko musiało się tak fatalnie układać... Ale może był w tym jakiś sens, na pewno był, musiał być... Nic nie dzieje się bez przyczyny.